Homilia abp Marka Jędraszewskiego wygłoszona bazylice jasnogórskiej na zakończenie 41. Pieszej Pielgrzymki Góralskiej.
Warto przeczytać! Homilia wygłoszona przez arcybiskupa Marka Jędraszewskiego w Bazylice Archikatedralnej podczas Mszy świętej w 71. rocznicę Powstania Warszawskiego to naprawdę bardzo dobry tekst. To właśnie ta homilia, po której manipulatorzy z Czerskiej wpadli w niespotykaną furię i zareagowali wypisywaniem charakterystycznych dla tego środowiska absurdalnych gniotów o
Około 250 dzieci wzięło udział 1 maja w IV Warsztatach dla Młodych "Boży Przyjaciele. Pod okiem członków zespołu "Mocni w Duchu" maluchy uczyły się śpiewu, t
Msza św. w intencji Polski i jej obrońców w 78. rocznicę wybuchu II wojny światowej – Homilia abp. Marka Jędraszewskiego – Katedra wawelska, 1 września 2017 Aktualności , Coach miłosierdzia , Varia
Homilia abpa Jędraszewskiego. Abp Marek Jędraszewski 20 czerwca wygłosił kazanie pełne historycznych i biblijnych nawiązań. „Arcybiskup przypomniał znaczenie Powstania Wielkopolskiego i
Bp Ireneusz Pękalski przewodniczył Mszy świętej pogrzebowej ks. Jana Szadkowskiego w kościele św. Jana Chrzciciela w Mazewie (diecezja łowicka). Po liturgii
Ozsm3. Warto przeczytać! Homilia wygłoszona przez arcybiskupa Marka Jędraszewskiego w Bazylice Archikatedralnej podczas Mszy świętej w 71. rocznicę Powstania Warszawskiego to naprawdę bardzo dobry tekst. To właśnie ta homilia, po której manipulatorzy z Czerskiej wpadli w niespotykaną furię i zareagowali wypisywaniem charakterystycznych dla tego środowiska absurdalnych gniotów o arcybiskupie, co pachnie krwią, o mowie nienawiści, o zapachu pogromów, o katolicyzmie, który inspiruje nienawiść przywołującą sznur i kulę, a czasem nawet komorę gazową, itepe, itede... (kilka dokładnych cytatów zamieściłem tutaj). Znana z manipulacji GW publikuje zresztą ewidentne kłamstwa, pisząc, jakoby abp Jędraszewski twierdził, że walczący z biciem kobiet są jak stalinowcy. Tego rodzaju brednie wymyślane przez "intelektualistów" z Czerskiej oraz przypisywane arcybiskupowi słowa można skonfrontować z tym, co arcybiskup rzeczywiście wygłosił. Poniżej pełny tekst homilii abpa Jędraszewskiego (za portalem "W ludziach niemal wszystkich czasów i epok tkwiło pragnienie powrotu do utraconego niegdyś, w zamierzchłych czasach, ładu i harmonii. Pojawiało się ono między innymi w mitycznych ideach złotego wieku, który miał mieć miejsce za czasów panowania Kronosa. W przeciwieństwie do pogańskich mitologii, w Starym Testamencie pragnienie powrotu do pierwotnej sprawiedliwości miało charakter jak najbardziej realistyczny. Przyjmowało bowiem postać świętej instytucji Roku Jubileuszowego, o którym mówiło dzisiejsze pierwsze czytanie mszalne z Księgi Kapłańskiej. Obchodzono go raz na pięćdziesiąt lat. Wyrównywano wtedy najbardziej bolesne społeczne nierówności: każdy Izraelita mógł bowiem powrócić do swej własności i do swego rodu (por. Kpł 25, 10). Obchodom Jubileuszu przyświecały dwie zasady, zawsze wprawdzie obecne w judaizmie, ale które wtedy, w tym roku szczególnym nabierały niezwykłego blasku. Odnosiły się one do relacji z drugim człowiekiem i do relacji z samym Bogiem. Przyjmowały kształt następujących wezwań, jednego wyrażonego w postaci zakazu, a drugiego w postaci nakazu: „Nie będziecie wyrządzać krzywdy jeden drugiemu. Będziesz się bał Boga twego, bo Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 25, 17). W nowym Testamencie zostały one uszlachetnione i wyniesione do rangi dwóch przykazań miłości Boga i bliźniego (por. Mt 22, 37-40). W listopadzie 1918 roku dla zdecydowanej większości Polaków nie ulegało najmniej wątpliwości, że odzyskana przez Polskę niepodległość, potwierdzona pokojem wersalskim w czerwcu 1919 roku, była swego rodzaju przejawem sprawiedliwości dziejowej, przezwyciężeniem krzywdy rozbiorów i powrotem do pierwotnego ładu panującego w Europie, a na pewno wyrazem Bożej Opatrzności, która nigdy, nawet w najbardziej trudnych chwilach, Polaków nie opuściła. Z kolei ani Niemcy, ani sowiecka Rosja nie chciały się z tym pogodzić. Uważały, że trzeba za wszelką cenę powrócić do granic z roku 1914, sprzed wybuchu Wielkiej Wojny. Kilkakrotnie podejmowane między nimi negocjacje w tej sprawie trwały właściwie już od czasu zawarcia pokoju w Wersalu, jednakże najbardziej złowieszczą postać przyjęły w podpisanym Moskwie w dniu 23 sierpnia 1939 roku układzie Ribbentrop – Mołotow. To właśnie wtedy wypito toast z okazji bliskiej już śmierci bękarta pokoju wersalskiego, jak wtedy nazwano Polskę. Nie dziwmy się, że obydwom państwom totalitarnym, niemieckiej III Rzeszy i Rosji radzieckiej, niezwykle daleko było do ducha żydowskiego Roku Jubileuszowego czy, tym bardziej, od chrześcijańskich przykazań miłości – to znaczy od gotowości uznania krzywd, jakie poprzez rozbiory Niemcy, Rosja wraz z Austrią wyrządziły w XVIII wieku Polsce i jakie przez cały wiek XIX pogłębiały, krwawo tłumiąc kolejne polskie zrywy powstańcze. Zarówno hitlerowskie Niemcy, jak też Rosja Lenina i Stalina były bowiem w swych najbardziej fundamentalnych założeniach antychrześcijańskie. Bezpośrednim skutkiem układu Ribbentrop – Mołotow stał się napad na Polskę w dniu 1 września 1939 roku ze strony Niemiec, oraz w dniu 17 września ze strony Rosji sowieckiej. Obydwóm państwom totalitarnym bynajmniej nie chodziło tylko o militarne pokonanie państwa polskiego. Chodziło im bowiem o fizyczne zniszczenie narodu polskiego w jego warstwie duchowej i kulturowej, i sprowadzenie go do roli ciemnych, ledwo wykształconych niewolników. Jeden z oficerów Wehrmachtu, hrabia Klaus von Stauffenberg, we wrześniu 1939 roku tak pisał o Polsce w liście do swej żony: „Co najbardziej rzuca się w tym kraju w oczy, to zaniedbanie. Nie tylko bezgraniczna bieda i nieporządek, lecz wrażenie, że wszystko, co wcześniej widziało lepsze czasy, dziś podupadło. Sytuacja na wsi i reforma rolna przyczyniły się w dużej mierze do pauperyzacji większych posiadaczy ziemskich. Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Naród, który, aby się dobrze czuć, najwyraźniej potrzebuje bata. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa. Niemcy mogą wyciągnąć z tego korzyści, bo oni są pilni, pracowici i niewymagający”. Tej postawie pogardy wobec Polaków, której wymownym wyrazicielem stał się wtedy Stauffenberg, towarzyszyło prawdziwie niemieckie, systematyczne niszczenie polskiej kultury. Bynajmniej nie przez przypadek obiektem niemieckich bombardowań we wrześniu 1939 roku stał się, niejako symbolicznie, Zamek Królewski w Warszawie. Samo zaś to miasto miało – w myśl hitlerowskich planów – zatracić swój charakter stolicy i stać się prowincjonalnym miastem Rzeszy, po lewej stronie Wisły zamieszkałym jedynie przez Niemców, a po prawej przez niewielką populację 30-80 tysięcy Polaków, sprowadzonych do roli niewolników. Wprawdzie budowa niemieckiego Warschau miała być podjęta dopiero po zwycięskiej dla III Trzeciej Rzeszy wojnie, jednakże przygotowania do wzniesienia tego „nowego niemieckiego miasta” zaczęto już późną jesienią 1939 roku. Polegały one na systematycznie prowadzonym przez hitlerowców procesie eksterminacji mieszkańców Warszawy. Do chwili wybuchu Powstania Warszawskiego straty jej ludności wynosiły około 680 tysięcy osób. Ostrze walki z Polakami i z polskością było wymierzone w pierwszym rzędzie przeciwko polskiej inteligencji. Tworzenie jej nowych pokoleń stało się zatem być albo nie być polskiego narodu. Stąd podziemne państwo polskie, które zrodziło się w czasach okupacji, wraz z swym zbrojnym ramieniem, jakim była przede wszystkim Armia Krajowa, ogromną wagę przywiązywało do tajnego kształcenia dzieci i młodzieży na wszystkich jego poziomach – od szkoły podstawowej po uniwersytet. Wraz z wielkim wysiłkiem edukacyjnym szło w parze heroiczne zmaganie o polską kulturę. Działalność konspiracyjnego Teatru Rapsodycznego w Krakowie, założonego w 1941 roku przez Mieczysława Kotlarczyka, w którym szczególnie wyróżniał się młody aktor, jeszcze niedawno student polonistyki UJ, Karol Wojtyła, może być tego najlepszym przykładem i równocześnie symbolem. W czasach okupacji, naznaczonych tak bezwzględną walką z kulturą polską, doskonale zdawano sobie sprawę z tej prawdy, której w 1980 roku, 36 lat po Powstaniu Warszawskim, dał świadectwo na forum UNESCO w Paryżu, odwołując się również do osobistych doświadczeń, Ojciec Święty Jan Paweł II. Wyznawał on wtedy: „Jestem synem narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie był przez sąsiadów skazywany na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg” (Jan Paweł II, Przyszłość człowieka zależy od kultury. Przemówienie wygłoszone 2 czerwca 1980 roku w UNESCO, n. 14). W czasach okupacji za wszystko groziła śmierć: że się było polskim inteligentem, że się było Żydem, że się należało do podziemia, że się pomagało Żydom, że się uczęszczało na tajne komplety, że konspiracyjnie kultywowało się polską kulturę, że się dało pochwycić Niemcom podczas ulicznej łapanki... Tę listę „za co groziła śmierć” można by wydłużać niemal w nieskończoność – a to dlatego, że u podstaw jej tworzenia znajdowała się brutalnie demonstrowana przez „rasę panów” pogarda dla Untermenschów – dla „podludzi”: pogarda bez granic. Odpowiedzią na nią mogło być tylko jedno: honor, który trzeba było wywalczyć i wybronić wraz ze słowem „Polska” na ustach i ze słowem „Bóg” w sercu. Mający zaledwie 21 lat, młody poeta, a równocześnie członek Grup Szturmowych Szarych Szeregów, później żołnierz oddziału „Agat”, „Pegaz” i „Parasol”, Józef Andrzej Szczepański, ps. „Ziutek”, w noc sylwestrową 1943 roku po raz pierwszy zadeklamował przed gronem kolegów swój słynny wiersz, zatytułowany: Dziś idę walczyć – Mamo!. „Dziś idę walczyć – Mamo!/ Może nie wrócę więcej,/ Może mi przyjdzie polec tak samo/ Jak, tyle, tyle tysięcy/ Poległo polskich żołnierzy/ Za Wolność naszą i sprawę,/ Ja w Polskę, Mamo, tak strasznie wierzę/ I w świętość naszej sprawy/ Dziś idę walczyć – Mamo kochana, /Nie płacz, nie trzeba, ciesz się, jak ja,/ Serce mam w piersi rozkołatane,/ Serce mi dziś tak cudnie gra./ To jest tak strasznie dobrze mieć Stena w ręku /I śmiać się śmierci prosto w twarz,/ A potem zmierzyć – i prać – bez lęku/ Za kraj! Za honor nasz! /Dziś idę walczyć – Mamo!”. Kiedy Jan Nowak-Jeziorański w 1944 roku przybył do Warszawy, aby przekazać dowództwu AK, iż nie ma co się łudzić odnośnie do pomocy z Zachodu i że jakiekolwiek powstanie zbrojne nie ma sensu, szybko zrozumiał, iż jest ono po prostu nieuniknione. Taka była, z jednej strony, niszczycielska moc hitlerowskiej pogardy i terroru, i taka była, z drugiej strony, ogromna determinacja Polaków, zwłaszcza młodych, by choć na krótko doświadczyć błogosławieństwa wolności. Wiersz Dziś idę walczyć – Mamo! był swoistym Credo pokolenia ówczesnych dwudziestolatków. Józef Andrzej Szczepański, ps. „Ziutek” poszedł walczyć, a wraz z nim tysiące członków AK, we wtorek, 1 sierpnia 1944 roku, gdy wybiła „Godzina W”. Powstanie miało trwać zaledwie kilka dni – a trwało długich dni 63. Każdy z nich był czasem heroizmu i bezprzykładnego bohaterstwa. 4 sierpnia, pośród gradu niemieckich kul, „Ziutek” ułożył tekst pieśni Pałacyk Michla, który szybko stał się hymnem Powstania Warszawskiego. Na przekór dramatycznych sytuacji, budził optymizm wszędzie tam, gdzie go wtedy nucono: na barykadach, w piwnicach, w polowych szpitalach, na podwórkach. „Każdy z chłopaków chce być ranny,/ sanitariuszki morowe panny./ A gdy cię trafi kula jaka,/ poprosisz pannę, da ci buziaka w nos!/ Hej! Czuwaj wiara i wytężaj słuch,/ pręż swój młody duch,/ pracując za dwóch!/ Czuwaj wiara i wytężaj słuch,/ pręż swój młody duch/ jak stal!”. Z czasem, gdy liczba ofiar pośród powstańców i ludności cywilnej, jak również rozmiar materialnych strat Warszawy przerażająco rosły, a pomoc z Zachodu rzeczywiście nie nadchodziła, optymizm powoli słabł. Najbardziej wszakże bolał cynizm wojsk radzieckich, które na rozkaz Stalina stanęły na linii Wisły, biernie patrząc z daleka na łuny ognia i dymu unoszące się nad miastem. Stalin nie chciał widzieć wolnej Warszawy w roku 1920 podczas wojny bolszewickiej, ani tym bardziej nie chciał być witanym w roku 1944 – w wyniku szczęśliwie przeprowadzonej przez AK akcji „Burza” – przez wolnych gospodarzy stolicy Polski. Dlatego też zatrzymał ofensywę swych armii. Wolał, aby w dziele niszczenia Warszawy i Polski wyręczył go Hitler. 29 sierpnia 1944 roku bard Powstania, „Ziutek” Józef Andrzej Szczepański, napisał wiersz Czerwona zaraza. Trzy dni później, 1 września, podczas ewakuacji powstańczych oddziałów ze Starówki został ciężko ranny. Koledzy go nie zostawili. Kanałami przenieśli do Śródmieścia, gdzie 10 września zmarł w szpitalu przy ul. Marszałkowskiej. Pozostał jednak jego wiersz, pełen bólu a równocześnie powstańczej godności: „Czekamy ciebie, czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci, byś nam Kraj przedtem rozdarłwszy na ćwierci, była zbawieniem witanym z odrazą. (...) Miesiąc już mija od Powstania chwili, łudzisz nas dział swoich łomotem, wiedząc, jak znowu będzie strasznie potem powiedzieć sobie, że z nas znów zakpili. Czekamy ciebie, nie dla nas, żołnierzy, dla naszych rannych – mamy ich tysiące, i dzieci są tu i matki karmiące, i po piwnicach zaraza się szerzy. Czekamy ciebie – ty zwlekasz i zwlekasz, ty się nas boisz, i my wiemy o tym. Chcesz, byśmy legli tu wszyscy pokotem, naszej zagłady pod Warszawą czekasz. Nic nam nie robisz – masz prawo wybierać, możesz nam pomóc, możesz nas wybawić lub czekać dalej i śmierci zostawić... śmierć nie jest straszna, umiemy umierać. Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły Nowa się Polska – zwycięska narodzi. I po tej ziemi ty nie będziesz chodzić czerwony władco rozbestwionej siły”. Powstanie Warszawskie było największym zrywem wolnościowym w historii drugiej wojny światowej. Poległo w nim około powstańców i około ludności cywilnej. Tysiące osób zostało rannych. Po jego upadku około ludności cywilnej udało się z Warszawy do obozu przejściowego w Pruszkowie, a stamtąd do przymusowej pracy w Niemczech, około do obozów koncentracyjnych. Ze względu na ogrom strat osobowych, a także bezmiar zniszczeń materialnych dokonywanych przez Niemców także po jego upadku, od samego początku Powstanie było różnie komentowane i oceniane. Niekiedy wyrażano wykluczające się wręcz opinie: jednym jawiło się ono jako heroiczny zryw, przez drugich jako przejaw politycznej głupoty i skrajnej nieodpowiedzialności. Niejednokrotnie nie brano pod uwagę tego, czego w 1944 roku doświadczył Jan Nowak-Jeziorański. Częstokroć przy ferowaniu wyroków brano całkowicie w nawias wydźwięk moralny tego dramatycznego wydarzenia. Tymczasem – jak mówił Jan Paweł II na forum UNESCO w 1980 roku – „istnieje podstawowa suwerenność społeczeństwa, która wyraża się w kulturze narodu. Jest to ta zarazem suwerenność, przez którą równocześnie najbardziej suwerenny jest człowiek” (tamże, n. 14). Przy tym dodawał: „nie ulega też wątpliwości, że pierwszym i podstawowym wymiarem kultury jest zdrowa moralność: kultura moralna” (tamże, n. 12). Inaczej mówiąc, nie ma kultury bez moralności, jak nie ma moralności bez prawdy – zarówno historycznej, jak i antropologicznej. Powstania Warszawskiego nie można uczciwie ocenić bez uwzględnienia wymiaru moralnego, który od samego początku dogłębnie go przenikał. Podobnie jak nie możemy – po tylu już latach – nie patrzeć na Powstanie jako wielkie zobowiązanie moralne, które spoczywa na kolejnych pokoleniach Polaków, aby strzec tego, co najważniejsze w życiu poszczególnych ludzi i całego naszego narodu. Patrząc na wydarzenia ostatnich tygodni i dni, z bólem trzeba nam, niestety, stwierdzić, że pewne osoby, które z demokratycznego mandatu aktualnie sprawują władzę w naszym Kraju, tego moralnego zobowiązania albo nie dostrzegają, albo je w pełni świadomie lekceważą. W dniu 8 lipca tego roku prezydent RP włączył się w niemieckie obchody poświęcone uczczeniu wspomnianego wcześniej płk. Klausa von Stauffenberga. To prawda, był on sprawcą, nieudanego zresztą, zamachu na Hitlera w dniu 20 lipca 1944 roku, ale przecież nie wyrzekł się wtedy swych poglądów na temat Polaków i ciągle domagał się, aby po zakończeniu drugiej wojny światowej granice wschodnie Niemiec były dokładnie takie same, jak granice z czasów zaborów, sprzed wybuchu pierwszej wojny światowej. W naszym powszechnym odczuciu, zrównanie przez prezydenta RP „polskiego zrywu niepodległościowego 1 sierpnia 1944 roku” z niemiecką „tradycją zamachu na Hitlera” uwłacza pamięci tych, którzy mieli dość traktowania siebie jako „podludzi” i którzy właśnie dlatego chcieli „śmiać się śmierci prosto w twarz”, a potem ze Stenów „prać bez lęku” w „aryjskich nadludzi” – „za kraj, za honor nasz!”. Jak berlińskie wystąpienie prezydenta RP podważyło prawdę historyczną o Powstaniu Warszawskim, tak ostatnio uchwalone przez polski Parlament i podpisane przez prezydenta RP: tak zwana konwencja „anty-przemocowa” i ustawa o in vitro, oraz przyjęta przez Sejm ustawa „o uzgodnieniu płci” mogą być uznane jako zdrada wobec tych wartości moralnych, dla których Powstanie w ogóle wybuchło. W 1980 roku na forum UNESCO Jan Paweł II przestrzegał przed taką formą alienacji człowieka, która polega na tym, że przyzwyczaja się on do tego, iż „jest przedmiotem wielorakiej manipulacji”: ideologicznej, politycznej, medialnej, ekonomicznej. Dotyczy to zwłaszcza sfery ludzkiego życia, jego godności i jego poszanowania. Celem tej manipulacji jest odebranie człowiekowi jego podmiotowości i „nauczenia” go życia jako także swoistej manipulacji samym sobą. Jak mówił Papież, zwłaszcza społeczeństwa „o najwyższej cywilizacji technicznej (...) stoją wobec swoistego kryzysu człowieka, polegającego na rosnącym braku zaufania do własnego człowieczeństwa, do samego sensu bycia człowiekiem, do płynącej z tego afirmacji i radości, która jest twórcza. Cywilizacja współczesna stara się narzucić człowiekowi szereg pozornych imperatywów, które jej rzecznicy uzasadniają prawem rozwoju i postępu. (...) W tym wszystkim wyraża się pośrednio wielka systematyczna rezygnacja z tej zdrowej ambicji, jaką jest ambicja bycia człowiekiem. Nie łudźmy się, że system zbudowany na fundamentach tych fałszywych imperatywów, system takich podstawowych rezygnacji, może tworzyć przyszłość człowieka i przyszłość kultury” (tamże, n. 13). W świetle tych papieskich stwierdzeń, nie ulega żadnych wątpliwości: powstańcy warszawscy nie rezygnowali z prawdy o swoim człowieczeństwie i nie chcieli budować przyszłości Polski na fałszywych imperatywach. Odnosząc natomiast przemówienie Jana Pawła II do wspomnianych ustaw, trzeba uznać je jako jedno wielkie kłamstwo o człowieku, jako poważny błąd antropologiczny, wynikający z odrzucenia klasycznej prawdy o człowieku na rzecz współczesnych, skrajnych, lewackich ideologii. Nawiązując do wiersza Józefa Andrzeja Szczepańskiego pod tytułem Czerwona zaraza, będącego jednym wielkim oskarżeniem czerwonego bolszewizmu, musimy jednoznacznie stwierdzić: obecnie przychodzi do nas lewacka zaraza. Dlatego też z całą powagą musimy zadać sobie szereg pytań, inspirowanych utworem bohaterskiego „Ziutka”: Ilu z nas widzi w tej zarazie zbawienie dla siebie, a ilu „wita ją z odrazą”? Ilu z nas wie, jak „znowu będzie strasznie potem i powie sobie, że znów z nas zakpili”? Ilu z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak przerażający w skutkach jest jej zamiar, „byśmy legli tu wszyscy pokotem”? Ilu jeszcze naprawdę wierzy, że „nowa zwycięska Polska [mimo wszystko] się narodzi”? Patrząc na medialną przemoc stosowaną wobec nas i na powszechny głos tak zwanych „autorytetów”, można niekiedy zwątpić w dobrą przyszłość naszego narodu. Pozostaje nam jednak ostateczny fundament – wiara w Boga, który jest Panem dziejów i historii. Naszą refleksję zakończmy więc wierszem księdza Tadeusza Burzyńskiego, który zginął dokładnie 71 lat temu, 1 sierpnia 1944 roku, dosłownie w pierwszej godzinie Powstania Warszawskiego, gdy szedł z posługą kapłańską do rannych powstańców, i którego relikwie od roku spoczywają w naszej łódzkiej Katedrze – wierszem Bezsilny ból: „Wzlecę na skrzydłach w tę dal wysoką/ wzlecę w te błędne, niezmierzone strony/ w zawrotny bezmiar, gdzie mi wskaże oko/ gdzie bytu zagadka – Ten Nieskończony./ Wiara i miłość skrzydłami mi będą/ w locie do słońca, w niebieskie przestworze/ przemierzę przestrzeń w szalonym zapędzie/ przed Tobą padnę, wiekuisty Boże”. „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my...”." * * *I dwa print screeny z internetowego wydania GW:
YouTube ostrzega Radio Maryja 6 sie 19 00:29 Ten tekst przeczytasz w 1 minutę Profil Radia Maryja na YouTube otrzymał ostrzeżenie za zamieszczenie homilii abp. Marka Jędraszewskiego – informuje rozgłośnia. Jako powód podano "szerzenie nienawiści". "To Twój pierwszy raz, więc tylko Cię ostrzegamy. Jeśli jednak się to powtórzy, nałożymy ostrzeżenie na Twój kanał i nie będziesz mieć możliwości przesyłania filmów, publikowania postów, ani transmitowania na żywo przez jeden tydzień" - brzmi ostrzeżenie YouTube. "Drugie ostrzeżenie spowoduje zablokowanie przesyłania treści na dwa tygodnie. Uzyskanie trzech ostrzeżeń w ciągu 90 dni spowoduje trwałe usunięcie Twojego kanału" - czytamy dalej. Burza po homilii abpa - Czerwona zaraza już po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły - mówił abp Marek Jędraszewski, dodając, że nowa zaraza jest tęczowa. Słowa te padły podczas mszy świętej z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Przewodniczący Rady Miasta Krakowa i jednocześnie szef krakowskiej PO Dominik Jaśkowiec potępił słowa hierarchy i zapowiedział złożenie wniosku o wykreślenie arcybiskupa z kapituły nagrody Cracovia Merenti. Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Homofobicznych złożył z kolei zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez metropolitę krakowskiego. W piątek przed krakowską kurią odbył się protest. Ponad sto uczestników trzymało białe karty z hasłami, takimi jak "nie jestem tęczową zarazą" czy cytaty z Pisma Świętego o miłowaniu bliźniego. Źródło: Twitter, Onet (PG) Data utworzenia: 6 sierpnia 2019 00:29 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Znajdziecie je tutaj.
Szczegóły Kategoria: Ogłoszenia Utworzono: 23 kwiecień 2017 NIEDZIELA MIŁOSIERDZIA 2017 WPROWADZENIE Wilno 1934: „Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia” (Dzienniczek, 299). Kraków, 24 września 1936: „Pragnę, aby Święto Miłosierdzia było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrz-ności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła miło-sierdzia Mojego. Która dusza przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną ła-ski; niech się nie lęka zbliżyć do Mnie żadna dusza, chociażby grzechy jej były jako szkarłat” (Dzienniczek, 699). Kraków 1936: „Pierwsza niedziela po Wielkanocy jest świętem Miłosierdzia, ale musi być i czyn; i żądam czci dla Mojego miłosierdzia przez obchodzenie uroczyście tego święta i przez cześć tego obrazu, który jest namalowany” (Dzienniczek, 742).Te pragnienia i żądania Chrystusa zostały spełnione w 2000 roku, w Roku Wielkiego Jubileuszu, przez św. Jana Pawła II Wielkiego, który podczas kanonizacji św. Faustyny ogło-sił dla całego Kościoła II Niedzielę wielkanocną jako Święto Miłosierdzia Bożego. Jesteśmy więc zgromadzeni dzisiaj, tutaj, w Bazylice Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewni-kach, gdzie 17 sierpnia 2002 roku Jan Paweł II dokonał uroczystego aktu zawierzenia świata Bożemu Miłosierdziu, aby także poprzez swoją obecność i modlitwę odpowiedzieć na te pra-gnienia Jezusa, które przed laty objawiał On św. Siostrze Faustynie. Zbliżmy się zatem z po-korą do źródeł miłosierdzia Chrystusowego i szukając w nich ucieczki i schronienia wyznaj-my przed Bogiem nasze grzechy: „Spowiadam się Bogu wszechmogącemu…”. HOMILIA Żyjemy radością zmartwychwstania. Droga ku tej radości wiodła poprzez ból i mękę, która swój szczyt osiągnęła na krzyżu, gdy umierający Chrystus wołał do Ojca słowami Psalmu 22: „«Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy «Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?»” (Mt 27, 46). Tą bezbrzeżną skargą Psalmisty Chrystus wziął na siebie cały los człowieka, wszystkie jego udręki i przerażające niekiedy poczucie osamotnienia. Jednakże nie były to Jego ostatnie słowa. Tuż przed śmiercią „Jezus zawołał [bowiem] donośnym głosem: «Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego»” (Łk 23, 46). Były to słowa całkowitego oddania się Bogu. Z tego Jezusowego oddania się wyniknęło Jego ostateczne zwycięstwo. Jak później w swych katechezach głosił św. Piotr, „Bóg wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała nad Nim” (Dz 2, 24a).Po latach, pisząc swój Pierwszy List, św. Piotr będzie wysławiał Boga za to, że zmar-twychwstanie Chrystusa stało się źródłem nadziei chrześcijan na podobne zmartwychwstanie i chwalebne życie w niebie: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei: do dziedzictwa niezniszczalnego i niepokalanego, i niewiędnącego, które jest zachowane dla was w niebie. Wy bowiem jesteście przez wiarę strzeżeni mocą Bożą dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym” (1 P 1, 3-5). Żywa nadzieja, o której pisał św. Piotr, miała i ma swój fundament w pierwszych sło-wach, z którymi Zmartwychwstały Chrystus zwrócił się do Apostołów „wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia” (por. J 20, 19). Były to słowa pokoju. Pokoju wynikającego nie tylko z tego, że zmartwychwstanie Chrystusa uwalnia od lęku przed śmiercią. Pokój Chrystu-sowy wiąże się bowiem również z Jego zwycięstwem nad ludzkimi grzechami, które w swych skutkach groziły wieczną karą w piekle. Jezus mówił bowiem do zebranych w Wieczerniku Apostołów: „«Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane»” (J 20, 21-23). Równocześnie Jezus „pokazał im ręce i bok” (por. J 20, 20) – czyli miejsca, w których na Jego ciele w spo-sób szczególny zaznaczyły się ślady męki, będące ceną Jego zwycięstwa nad grzechem i sza-tanem. Tydzień później, dotykając tych miejsc naznaczonych świętymi ranami Chrystusa i wypowiadając słowa: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20, 28), św. Tomasz Apostoł dał przekonujący powód do tego, aby chrześcijańska pobożność mogła wyrażać się błagalną modlitwą: „Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!”. Tak, świat potrzebuje Chrystusowego zmiłowania! Tak, świat nie może żyć bez Chry-stusowego miłosierdzia! Tak, świat powinien nieustannie wołać do Chrystusa: Kyrie elejson, Panie, zmiłuj się nad nami! Jak słyszeliśmy dzisiaj, św. Jan pisał swą Ewangelię, aby ludzie uwierzyli, „że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym” i aby „wierząc, mieli życie w imię Jego” (por. J 20, 31). Jed-nakże dzieje świata potoczyły się w ten sposób, że w pierwszej połowie dwudziestego wieku powstały państwa, które programowo i systematycznie zaczęły walczyć z chrześcijaństwem. Dokładnie sto lat temu, w 1917 roku, do władzy w Rosji doszli bolszewicy, których przywód-ca głosił, że „religia jest gorzałką dla ludu”. Za tym sformułowaniem kryło się przekonanie, że jak alkohol jest czymś złym, ponieważ pozbawia on człowieka zdolności do trzeźwego myślenia i do twórczego i odpowiedzialnego działania, tak równie złą rzecz jest religia, która odrywa człowieka od zaangażowania w budowę lepszego i bardziej sprawiedliwego świata. W konsekwencji w imię ateizmu, na niespotykaną dotąd w dziejach ludzkości skalę, zaczęły się prześladowania chrześcijan i chrześcijaństwa. W latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku fala przemocy i prześladowań ogarnęła również inne kraje, zwłaszcza Mek-syk i Hiszpanię. Ludzie, którzy w tych krajach doszli do władzy, robili wszystko, aby nikt nie mógł już więcej słyszeć o Chrystusowej Ewangelii ani też nie pragnął dla siebie Bożego miło-sierdzia. Społeczeństwa od wieków kształtowane przez chrześcijaństwo miały teraz zapo-mnieć o Jezusowych słowach: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 28-30).Według piewców ateistycznego stylu myślenia i postępowania, człowiek – w swych pragnieniach i oczekiwaniach – miał sam sobie wystarczyć. W tej samowystarczalności chcie-li oni widzieć szczyt wyzwolenia człowieka i przejaw najbardziej autentycznego humanizmu. Wiemy, do czego ten „humanizm” doprowadził – do bezmiaru okrucieństw, przemocy, poni-żania ludzkiej godności, kontekście tych właśnie wydarzeń należy patrzeć na to, co miało miejsce w 1924 roku, w robotniczej Łodzi: powołanie Helenki Kowalskiej, przyszłej s. Faustyny, do Zgroma-dzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Na przekór wizji świata całkowicie pozbawionego Boga, pod koniec 1928 roku, gdy ustąpiła ciemność w jej duszy, usłyszała cudowne dla niej słowa Chrystusa: „Tyś radością moją, tyś rozkoszą serca Mojego”. Zaraz potem zapisała: „Od tej chwili uczułam w sercu, czyli we wnętrzu, Trójcę Przenajświętszą. W sposób odczuwalny czułam się zalana światłem Bożym. Od tej chwili dusza moja obcuje z Bogiem, jako dziecię ze swych ukochanym Ojcem” (Dzienniczek, 27). Aż do końca swego pielgrzymowania na ziemi, to znaczy do 5 października 1938 ro-ku, Faustyna będzie żyć objęta tym Bożym światłem. W tym świetle ujrzy, jak wielkim nie-szczęściem dla człowieka jest znalezienie się poza jego błogosławionym kręgiem. 16 grudnia 1936 roku zanotowała: „Dzisiejszy dzień ofiarowałam za Rosję, wszystkie cierpienia moje i modlitwy ofiarowałam za ten biedny kraj. – Po Komunii świętej powiedział mi Jezus, że «Dłużej tego kraju znosić nie mogę, nie krępuj Mi rąk, córko Moja». Zrozumiałam: gdyby nie modlitwa dusz miłych Bogu, to by już ten cały naród obrócił się w nicość. O, jak cierpię nad tym narodem, który wygnał z granic swoich Boga” (Dzienniczek, 818). Natomiast 1 stycznia 1937 roku postanowiła sobie: „W dalszym ciągu to samo, to jest – łączyć się z Chrystusem miłosiernym, to jest – jakby Chrystus zrobił w tym a tym, i duchem ogarniać cały świat cały, szczególnie Rosję i Hiszpanię” (Dzienniczek, 861). „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” – pisał św. Paweł Apostoł w Liście do Rzymian (Rz 5, 20b). Siostra Faustyna wiedziała: cały świat, a zwłaszcza Rosja, Meksyk i Hiszpania potrzebują jak nigdy dotąd Bożej łaski, która by obficie rozlała się na zamieszkujące te kraje narody. Dlatego dziękowała Jezusowi, że zechciał wła-śnie ją, niepozorną, słabą i mimo młodego wieku bardzo schorowaną uczynić apostołką i se-kretarką Swego miłosierdzia. 19 grudnia 1936 roku tak oto dziękowała Panu Jezusowi za to swoje szczególne wybranie: „O Jezu najsłodszy, któryś raczył dopuścić mnie nędzną do po-znania tego niezgłębionego miłosierdzia Twego, o Jezu najsłodszy, któryś łaskawie zażądał ode mnie, abym światu całemu mówiła o tym niepojętym miłosierdziu Twoim, oto dziś biorę w ręce te dwa promienie, które wytrysły z miłosiernego Serca Twojego – to jest krew i woda – i rozsiewam na całą kulę ziemską, aby wszelka dusza doznała miłosierdzia Twego, a do-znawszy, wielbiła przez nieskończonego wieki. O Jezu najsłodszy, któryś raczył w niepojętej łaskawości złączyć moje nędzne serce z najmiłosierniejszym Sercem swoim, otóż Twoim własnym Sercem wielbię Boga Ojca naszego tak, jak Go jeszcze żadna dusza nie wielbiła” (Dzienniczek, 836). W Dzienniczku Siostry Faustyny często spotykamy opis jej modlitw wstawienniczych za dusze konkretnych ludzi, których życie już się kończyło i którzy znajdowali się w stanie agonii. Swoją modlitwą towarzyszyła im w chwilach decydujących zmagań między siłami ciemności i zła, a nadzieją w zwycięskie Boże miłosierdzie. W przeddzień Wigilii Świąt Bo-żego Narodzenia 1936 roku odwiedziła ją w szpitalu s. Chryzostoma. W pewnej chwili siostra ta, spostrzegając zmienioną twarz s. Faustyny, powiedziała do niej: „Wiesz, Faustynko, pew-nie umrzesz; strasznie siostra musi być cierpiąca. – Odpowiedziałam, że dzisiaj więcej cierpię niż w inne dni, ale to nic, dla ratowania dusz to nie jest za wiele”. I natychmiast zwróciła się do Chrystusa z aktem strzelistym: „O Jezu miłosierny, daj mi dusze grzeszników” (Dzienni-czek, 842). Daj mi dusze grzeszników! Da mihi animas, caetera tolle! – „Daj mi dusze, resztę zabierz [dla siebie]!”. To zawołanie św. Jana Bosko, później zaś również kardynała Augusta Hlonda i arcybiskupa Antoniego Baraniaka, znajdujemy także w Dzienniczku Siostry Fausty-ny. Wyraża się w nim najbardziej głęboka solidarność: z jednej strony z Miłosiernym Jezu-sem poprzez łączone z Nim osobiste cierpienia, a z drugiej z tymi wszystkimi ludźmi, których wieczne zbawienie całkowicie zależy od łaski Bożego miłosierdzia. O taką solidarność w 1917 roku w Fatimie prosiła Matka Najświętsza Łucję, Franciszka i Hiacyntę, polecając im, aby do każdej dziesiątki różańca dodali specjalną modlitwę, w której znalazłyby się słowa: „O mój Jezu, (…) zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż zwłaszcza tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Taka też solidarność objawiła się u Siostry Faustyny w piątek 13 września 1935 roku, kiedy to błagała Boga następującymi „wewnętrznie słyszanymi” słowami: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo naj-milszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa za grzechy nasze i świata całego; dla Jego bolesnej Męki miej Miłosierdzie dla nas” (Dzienniczek, 475). Modląc się tak, Siostra Faustyna uczuła w swojej duszy „moc łaski Jezusa” i – jak zapisała w Dzienniczku – „w tej samej chwili zostałam porwana przed stolicę Bożą. O, jak wielki jest Pan i Bóg nasz i niepojęta jest świętość Jego. Nie będę się kusić opisywać tej wiel-kości, bo niedługo ujrzymy Go wszyscy, jakim jest” (Dzienniczek, 474). Te pełne ufności słowa stanowią jakże piękne, osobiste i przekonujące potwierdzenie tego, co pisał święty Piotr: „Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorod-nych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczal-nego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwałę i cześć przy objawieniu Je-zusa Chrystusa. Wy, choć nie widzieliście, miłujecie Go; wy w Niego teraz, choć nie widzi-cie, przecież wierzycie, a ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz” (1 P 1, 6-9). O wiarę, która okaże się w nas „o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota”, o łaskę miłosierdzia „dla nas i całego świata”, o niewzruszoną nadzieję osiągnięcia tej radości nie-wymownej i pełnej chwały, która jest związana z naszym zbawieniem, za wstawiennictwem Świętej Faustyny prośmy podczas tej świętej Eucharystii miłosiernego Boga. Niech nie za-braknie nam tej ufności, z którą w krakowskim Prądniku Siostra Faustyna zaczynała Nowy Rok 1937: „Jezu miłosierny, z Tobą pójdę odważnie i śmiało w walkę i boje. W imię Twoje wszystkiego dokonam i wszystko zwyciężę. Boże mój, Dobroci nieskończona, proszę Cię, niechaj mi towarzyszy zawsze i we wszystkim nieskończone miłosierdzie Twoje” (Dzienni-czek, 859).Amen.
Tekst homilii: Pod wodzą Mojżesza Bóg wyprowadził naród izraelski z pogańskiej, egipskiej ziemi – z domu niewoli, aby wprowadzić go do Ziemi Obiecanej – do domu wolności. W pewnym momencie ta droga została przerwana. Po wiarołomnym odstępstwie od Najwyższego i po bluźnierczym oddawaniu czci ulanemu ze złota cielcowi, przymierze z Nim zostało odnowione. Na rozkaz Boga Mojżesz wyciosał dwie tablice z kamienia, na których wypisał te same słowa, jakie znajdowały się na pierwszych – słowa Dekalogu. Następnie wzniesiono przybytek wraz z Namiotem Spotkania, zbudowano ołtarz i Arkę, w której umieszczono Świadectwo. Sporządzono także wszystkie niezbędne rzeczy związane z kultem, w tym również kapłańskie szaty. Gdy całe to dzieło zostało ukończone, „wtedy – jak słyszeliśmy w czytanym przed chwilą fragmencie Księgi Wyjścia – obłok okrył Namiot Spotkania, a chwała Pana napełniła przybytek” (Wj 40, 34). Był to szczególny znak obecności Boga pośród swego ludu. Znak, który nieustanne przypominał o przymierzu zawartym z Bogiem, a równocześnie o zobowiązaniach z niego płynących, wyrażonych w Dekalogu. Odtąd też sam Bóg określał rytm zmierzania do Ziemi Obiecanej. Tylko wtedy, gdy obłok wznosił się nad przybytkiem, Izraelici zwijali swoje namioty i podejmowali drogę do domu wolności. Jeśli natomiast „obłok nie wznosił się, nie ruszali w drogę aż do dnia uniesienia się obłoku” (Wj 40, 37). Zdążanie do Ziemi Obiecanej było zatem wyznaczane przez święty czas zatrzymania i przez przybywanie wokół świętej przestrzeni, jaką był przybytek i Namiot Spotkania. Drodzy Siostry i Bracia! Zanim weszliśmy do Bazyliki Mariackiej w Krakowie, w przejmującej ciszy, wypełnionej jękiem syren, zatrzymaliśmy się przed nią na pięć minut, o godzinie To był nasz święty czas pełnego wzruszeń wspominania tego, co wydarzyło się w Warszawie 75 lat temu. Ten święty czas znajduje teraz swoje przedłużenie w Domu Bożym, kiedy słuchamy Bożego Słowa, a nasze modlitwy łączymy z przenajświętszą ofiarą Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który powołał nas do wolności. To jest nasz święty czas i nasza święta pamięć o powstańcach, o ludności cywilnej, o ogromie ofiar, które pochłonęła wtedy święta sprawa zwana Polską. Jesteśmy strażnikami pamięci o tamtych czasach i o tamtych ludziach. Niewielu z nich jeszcze dziś żyje. Ci, którzy byli łącznikami, sanitariuszkami, wtedy zaledwie kilkunastoletni chłopcy i dziewczęta, mają dziś przeszło dziewięćdziesiąt lat. Inni, starsi od nich, odeszli już na wieczną służbę. To, co się wtedy wydarzyło, wyznaczyło dla nas święty czas pamięci, która trwa i zobowiązuje – tak jak pamięć Izraelitów była przeniknięta zobowiązaniami Dekalogu, wyrytymi na dwóch kamiennych tablicach. Naszą pamięć odnawiają święte księgi tamtego sierpniowego i wrześniowego czasu 1944 roku. Są nimi powstańcze piosenki: szczególny zapis tamtego czasu – zapis święty, na nowo odkrywany i pogłębiany, gdy chodzi o rozumienie jego sensu, niezmiennie zobowiązujący. Wracamy dzisiaj do tych świętych ksiąg Warszawskiego Powstania i próbujemy zrozumieć sens tamtego wydarzenia, które nie miało być samym tylko czysto militarnym zrywem, ale jednym wielkim upomnieniem się o Polskę, której symbolem była stolica naszego kraju – Warszawa. Polacy chcieli być jej gospodarzami po przepędzeniu Niemców i jako gospodarze witać tych, którzy przybywali ze Wschodu. Taki był zamiar organizatorów akcji „Burza” – chcieliśmy być gospodarzami Polski, a nie zniewolonym tłumem pozbawionym pamięci, zobowiązań, honoru. Przygotowywano się do tego czasu, czego świadectwem jest piosenka, którą już 1 sierpnia nagrała powstańcza radiostacja „Błyskawica” – Warszawskie dzieci. Jej tekst napisał Stanisław Ryszard Dobrowolski „Goliard”, a muzykę skomponował Andrzej Panufnik. Dawała ona wyraz temu, na co czekano i o co naprawdę chodziło w chwili, kiedy miała nadejść Godzina „W”: „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,/ Za każdy kamień twój, stolico, damy krew/ Nie złamie wolnych żadna klęska,/ Nie strwoży śmiałych żaden trud –/ Pójdziemy razem do zwycięstwa,/ Gdy ramię w ramię stanie lud./ Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,/ Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!/ Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,/ Gdy padnie rozkaz Twój, poniesiem wrogom gniew!/ Powiśle, Wola i Mokotów,/ Ulica każda, każdy dom –/ Gdy padnie pierwszy strzał, bądź gotów,/ Jak w ręku Boga złoty grom./ Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,/ Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!/ Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój…”. I poszli. Atmosferę tego pójścia oddawał wiersz czytany na początku tej Mszy św. przez ks. archiprezbitera. Był to utwór Józefa „Ziutka” Szczepańskiego Dziś idę walczyć – Mamo!”. W tej determinacji młodego człowieka, by iść, mając równocześnie świadomość, że w ten sposób łączy się z tysiącami innych, którzy dla Polski już oddali swoje życie i przelali swą krew, odczytujemy dalekie, ale jakże wyraźne echo niemego pożegnania Chrystusa ze swoją Matką. Zostawiał Ją w niepewności i boleści, bo wiedział, że są chwile i sprawy, dla których trzeba powiedzieć: „Żegnaj, dziś idę, aby nieść swój krzyż”. Nieśli. Na początku pełni ufności – przecież powstanie miało trwać zaledwie od trzech do pięciu dni. Nawet rzeź Woli w pierwszych dniach Powstania i zamordowanie z zimną krwią dziesiątków tysięcy cywilów nie powstrzymywało radości, że oto Warszawa jest wolna – że jest biało-czerwona. Że tym samym symbolizuje ona całą Polskę, która od pięciu już lat tęskniła do dnia wolności, do zrzucenia pęt, do suwerenności. Dlatego wśród powstańców panował ciągły optymizm, rozbrzmiewający nawet jeszcze na Woli, wyrażony w innym wspaniałym wierszu – śpiewanym wtedy i później – „Ziutka” Szczepańskiego: Pałacyk Michla: „Pałacyk Michla, Żytnia, Wola,/ Bronią się chłopcy od «Parasola»./ Choć na «tygrysy» mają visy,/ To Warszawiaki fajne chłopaki są./ Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,/ Pręż swój młody duch, pracując za dwóch!/ Czuwaj, wiaro, i wytężaj słuch,/ Pręż swój młody duch jak stal!”. Trzeba było rzeczywiście mieć ducha ze stali, by czekać i bronić się, i by walczyć – mimo że aż nadto obficie płynęła krew, a pomoc nie nadchodziła. Ze Wschodu, co prawda, zbliżała się Czerwona Armia, ale w pewnym momencie się zatrzymała, czekając aż Niemcy w pełni wykonają rozkaz Hitlera o całkowitym zburzeniu miasta i doprowadzą do końca swe zbrodnicze zamysły. Bo Stalin nie chciał, aby Polacy poczuli się gospodarzami w Warszawie, by byli u siebie w swoim Kraju. Powoli więc gasła nadzieja, że nadejdzie pomoc z zewnątrz, a rodziło się pełne rozpaczy przekonanie, że muszą przyjść ze Wschodu ci, którzy wcale wolności nie przyniosą. Stąd powstał kolejny wiersz „Ziutka” Szczepańskiego, już z końca pierwszego miesiąca postania, kiedy upadało Stare Miasto. Niewiele po tym, on sam miał zostać śmiertelnie trafiony, a potem przeniesiony kanałami przez kolegów do Śródmieścia, by tam umrzeć. Wiersz Czerwona zaraza: „Czekamy ciebie, czerwona zarazo,/ byś wybawiła nas od czarnej śmierci,/ byś nam Kraj przedtem rozdarłwszy na ćwierci,/ była zbawieniem witanym z odrazą./ (…) Czekamy ciebie, nie dla nas, żołnierzy,/ dla naszych rannych – mamy ich tysiące,/ i dzieci są tu, i matki karmiące,/ i po piwnicach zaraza się szerzy./ Czekamy ciebie – ty zwlekasz i zwlekasz,/ ty się nas boisz i my wiemy o tym./ Chcesz, byśmy wszyscy tu legli pokotem,/ naszej zagłady pod Warszawą czekasz./ (…) Nic nam nie zrobisz – masz prawo wybierać,/ możesz nam pomóc, możesz nas wybawić/ lub czekać dalej i śmierci zostawić…/ Śmierć nie jest straszna, umiemy umierać./ Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły/ Nowa się Polska – zwycięska – narodzi./ I po tej ziemi ty nie będziesz chodzić,/ czerwony władco rozbestwionej siły”. Jak wiemy, wojska z drugiej strony Wisły wkroczyły do Warszawy dopiero w połowie stycznia 1945 roku – na same już tylko jej zgliszcza. Przedtem był jeszcze marsz, zwłaszcza ludności cywilnej, opuszczającej miasto po podpisaniu kapitulacji w dniu 2 października 1944 roku. Marsz do Pruszkowa, a potem do innych obozów. W ostatnią niedzielę rano, w Trzecim Programie Polskiego Radia pani redaktor Agnieszka Trzeciakiewicz rozmawiała z panią Anną Żochowską z Fundacji Sztafeta. Wtedy był cytowany fragment jej wiersza, który w ramach większego projektu ma się ukazać w całości pod koniec września, dla upamiętnienia upadku Powstania Warszawskiego. Wiersz nosi tytuł Dziesięć kroków: „Syneczku, jeszcze trochę, spróbuj/ jeszcze dziesięć kroków/ za tatę którego zabili na Pawiaku, jeszcze dziesięć kroków/ za babcię, co zmarła w piwnicy,/ a teraz dziesięć za siostrzyczkę,/ żeby Szkop nie słyszał, jak płacze./ i za mnie synku też dziesięć,/ żebym nie padła pod ciężarem dziecka/ i życia …/ dziesięć, dziesięć albo chociaż jeden…”. Dzisiaj, kiedy mija już 75 lat od tamtych wydarzeń, wiemy: spełniło się to, co napisał Józef „Ziutek” Szczepański. Z powstańczych mogił narodziła się nowa Polska, choć na jej narodzenie trzeba było czekać bardzo długo – aż do 1989 roku, do pierwszych wówczas przebłysków odzyskiwania suwerenności przez nasze państwo. I dzisiaj już wiemy, że czerwona zaraza po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie marksistowska i bolszewicka, ale zrodzona z tego samego ducha – neomarksistowska. Nie czerwona, ale tęczowa. Doświadczamy paradoksu, który tak bardzo trafnie uchwyciło społeczeństwo rzymskie antycznych czasów, kiedy potęga Cesarstwa była wznoszona na jego prawie. Wtedy właśnie powstało powiedzenie: Summum ius, summa iniuria – „gdzie jest najwyższe prawo, tam bardzo często mamy do czynienia z najwyższą niesprawiedliwością”. Z tragicznych doświadczeń, między innymi drugiej wojny światowej, doskonale wiemy, że jeśli prawo nie ma odniesienia do Boga, to w imię tzw. „rządów prawa” niewinnych ludzi można bardzo krzywdzić. Nawiązując do tego powiedzenia, powtórzę to, co mówiłem wczoraj na Jasnej Górze: największa tolerancja to zarazem szczyt nietolerancji. Na ustach tych, którzy głoszą wszem i wobec tolerancję, pojawiają się przemoc, poniżanie, szyderstwo z najświętszych znaków: z Najświętszego Sakramentu, z Matki Bożej Częstochowskiej, z Przenajświętszej Dziewicy, a ostatnio także z symbolu Polski Walczącej. Pamięć o mogiłach, o których pisał Józef „Ziutek” Szczepański, każe nam zdobywać się na sprzeciw i w tym sprzeciwie nie ustawać, mówiąc jak bohaterka wiersza Dziesięć kroków: nie ustawaj, synku, „jeszcze dziesięć kroków, (…) dziesięć albo chociaż jeden”. Czcząc bohaterów, musimy mieć poczucie zobowiązania, które płynie z tamtych tragicznych 63 dni zawartych między 1 sierpnia a 2 października 1944 roku. Musimy bronić autentycznej wolności. I powtarzać za Zbigniewem Herbertem jego Przesłanie Pana Cogito: „Bądź wierny, idź”.
– Pamięć powstańczych czynów każe nam czcić bohaterów, mieć poczucie zobowiązania, które płynie z tamtych sześćdziesięciu trzech tragicznych dni i powtarzać za Zbigniewem Herbertem: „Bądź wierny, idź” – mówił abp Marek Jędraszewski w dniu 1 sierpnia 2019 r., w homilii podczas Mszy św. w Bazylice Mariackiej z okazji 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Zobacz —> FOTORELACJĘ "Pamięć powstańczych czynów każe nam czcić bohaterów, mieć poczucie zobowiązania, które płynie z tamtych 63 tragicznych dni" – #abpMarekJędraszewski w 75. rocznicę wybuchu #PowstanieWarszawskie. ▶️ @EpiskopatNews — Archidiecezja Krakowska (@ArchKrakowska) August 1, 2019 Przybyłych na uroczystość wiernych przywitał archiprezbiter Bazyliki, ks. Dariusz Raś, który zacytował fragment wiersza Józefa „Ziutka” Szczepańskiego „Dziś idę walczyć – Mamo!”: Dziś idę walczyć – Mamo! Może nie wrócę więcej, Może mi przyjdzie polec tak samo Jak, tyle, tyle tysięcy Poległo polskich żołnierzy Za Wolność naszą i sprawę, Ja w Polskę, Mamo, tak strasznie wierzę I w świętość naszej sprawy Dziś idę walczyć – Mamo kochana, Nie płacz, nie trzeba, ciesz się, jak ja, Serce mam w piersi rozkołatane, Serce mi dziś tak cudnie gra. W homilii, arcybiskup Marek Jędraszewski zaznaczył, że Księga Wyjścia opisuje wędrówkę Izraelitów w kierunku wolności, do Ziemi Obiecanej. Bóg zażądał od swojego ludu, aby zbudowano Namiot Spotkania – szczególny znak Jego obecności, w którym spoczywać będzie Arka z Dekalogiem. – To Bóg określa rytm zmierzania do Ziemi Obiecanej (…) Jest pośród swojego ludu, jest jego życiem. Metropolita podkreślił, że przed wejściem do świątyni wierni zatrzymali się na kilka minut, czcząc w ten sposób pamięć o wybuchu Powstania Warszawskiego i oddając hołd obrońcom stolicy. – Ten święty czas znajduje przedłużenie w Domu Bożym, kiedy słuchamy Bożego Słowa, a nasze modlitwy łączymy z ofiarą Chrystusa, który nas powołał do wolności. Jesteśmy strażnikami pamięci o tamtych ludziach (…) To, co się wtedy wydarzyło, wyznaczyło dla nas święty czas pamięci, która zobowiązuje. Zapisem wydarzeń z Warszawy są powstańcze piosenki – święte księgi, oddające ducha militarnego zrywu i walki o wolną Polskę. Już 1 sierpnia radiostacja „Błyskawica” nagrała piosenkę „Warszawskie dzieci”, do której tekst napisał Stanisław Ryszard Dobrowolski, a muzykę skomponował Andrzej Panufnik: „Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój, /Za każdy kamień twój, stolico, damy krew/Nie złamie wolnych żadna klęska, /Nie strwoży śmiałych żaden trud –/Pójdziemy razem do zwycięstwa, /Gdy ramię w ramię stanie lud.” Atmosferę tamtych wydarzeń oddaje również wiersz Józefa „Ziutka” Szczepańskiego – przywołany przez archiprezbitera na początku Eucharystii – „Dziś idę walczyć – Mamo!”, w którym przebrzmiewa echo pożegnania Chrystusa z Matką. Arcybiskup przypomniał, że w pierwszych dniach sierpnia w Pałacu Michla zebrali się powstańcy, aby na chwilę odpocząć od trudów walki. Józef „Ziutek” Szczepański napisał piosenkę, która stała się hymnem Woli i całej powstańczej Warszawy. Opowiada ona o potrzebie czujności i wyraża silne przekonanie o zbliżającym się zwycięstwie. Metropolita zwrócił uwagę na pełne cynizmu zachowanie czerwonoarmistów, którzy zatrzymali się na Pradze, na linii Wisły, obserwując agonię miasta: pożary, dymy, bombardowania. Zacytował również inny wiersz „Ziutka” Szczepańskiego „Czerwona zaraza”, przypominający prawdę o odrodzeniu Polski i wytykający Sowietom ich współudział w dokonywanych zbrodniach: Czekamy ciebie – ty zwlekasz i zwlekasz, ty się nas boisz, i my wiemy o tym. Chcesz, byśmy legli tu wszyscy pokotem, naszej zagłady pod Warszawą czekasz. (…) Kończąc homilię, arcybiskup podkreślił, że z powstańczych mogił narodziła się wolna Polska. – Trzeba było długo na nią czekać (…) Czerwona zaraza już nie chodzi po naszej ziemi, ale pojawiła się nowa, neomarksistowska, chcąca opanować nasze dusze, serca i umysły. Nie czerwona, ale tęczowa. Metropolita dodał, że już starożytni Rzymianie znali maksymę – „Summum ius, summa iniuria” – „Szczyt prawa, szczytem bezprawia”. – W imię tzw. rządów prawa, można krzywdzić. Największa tolerancja, a jednocześnie szczyt nietolerancji. Na ustach głoszących tolerancję, pojawiają się przemoc, poniżanie, szyderstwo z najświętszych znaków: Matki Bożej Częstochowskiej, a w ostatnich dniach z symbolu Polski Walczącej. Pamięć o mogiłach każe nam zdobywać się na sprzeciw i bronić autentycznej wolności. Słowa metropolity przyjęte zostały długimi brawami. Posłuchaj homilii arcybiskupa Marka Jędraszewskiego: Godzina „W” to kryptonim rozpoczęcia Powstania Warszawskiego. 31 lipca 1944 roku generał Tadeusz Komorowski, dowódca AK, wydał ustny rozkaz, w którym zadecydował, że powstanie wybuchnie 1 sierpnia 1944 roku o godzinie kiedy na ulicach Warszawy będzie panował wzmożony ruch. Wieczorem 1 sierpnia okupanci otrzymali rozkaz od Hitlera, dotyczący zrównania Warszawy z ziemią i wymordowania wszystkich jej mieszkańców. Powstańcy walczyli 63 dni, od 1 sierpnia do 2 października 1944 roku. Info za —> Archidiecezja Krakowska: Pamięć o bohaterskich czynach powstańców jest naszym zobowiązaniem! Joanna Folfasińska | Archidiecezja Krakowska Fot. Joanna Adamik | Archidiecezja Krakowska Video Katarzyna Katarzyńska | Archidiecezja Krakowska Polecamy pełną fotorelację z obchodów 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego w Krakowie z udziałem metropolity krakowskiego #abpMarekJędraszewski. ▶️ #Powstanie44 #WarsowUprising @EpiskopatNews — Archidiecezja Krakowska (@ArchKrakowska) August 1, 2019
homilia abpa jędraszewskiego tekst