May 28, 2018 · Microsoft zdawał się wrażliwszy w tej kwestii – grupa Hachamovitcha opracowała listę wulgaryzmów, których system miał co do zasady nie podpowiadać. Głównie przez lamenty użytkowników, skarżących się na to, co Word wyprawiał z ich nazwiskami (Bill Vignola > Bill Vaginal, Goldman Sachs > Goddamn Sachs).
Utwory powstały w różnym okresie czasowym, co ma decydujący wpływ na ich formę i treść. Wiersz "Odda do młodości" Mickiewicza, powstał na początku XIX wieku, co przyczynia się do jego pozytywnej wymowy. Ludzie początku wieku są optymistycznie nastawieni do wszelkich działań i zmian na lepsze.
Chociaż lekcje polskiego zawsze należały do moich ulubionych, nigdy nie mogłem ścierpieć powtarzającego się jak mantra pytania belfrów: „Co autor miał jak myśli?”. Niestety natrętna zbitka znowu zabrzmiała w mojej głowie, gdy obejrzałem najnowszy film Jacka Borcucha „Nieulotne”.
Myśli nowoczesnego Polaka – tekst polityczny Romana Dmowskiego . Podstawę dla pierwszego wydania książkowego Myśli z 1903 stanowiła seria artykułów Dmowskiego ukazująca się w 1902 na łamach „ Przeglądu Wszechpolskiego ” pod pseudonimem R. Skrzycki [1]. Wydanie to miało nakład około tysiąca egzemplarzy i ukazało się pod
Sep 16, 2020 · Te słowa zna każdy. Są powtarzane bez kontekstu, na wyrywki, a często też… na wyrost. Nad Wisłą panuje przekonanie, że hołd złożony uczestnikom bitwy o Anglię był skierowany także (lub nawet przede wszystkim) do Polaków. Ale kogo naprawdę miał na myśli Winston Churchill, gdy mówił, że „nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele tak nielicznym”? […]
Wizja dawnej świetności ojczyzny, odciągająca, choć na jakiś czas, od świadomości przelanej krwi, od myśli o byciu nieproszonym gościem na obczyźnie, jest przypomnieniem, że kiedyś jego ojczyzna była wolna i potężna. Miał to być świat niezmieniony biegiem wydarzeń, „święty i czysty”. EPILOG
frU2xza.
Zanim przejdę do meritum, czyli hymnu na Męskie Granie 2021, wytłumaczę się z tego, jak w mojej głowie powstał pomysł na serię „Co autor miał na myśli?”. Otóż musicie wiedzieć, że od zawsze byłam mistrzynią nadinterpretacji. Mówię to bez zbędnej skromności, bo takie są fakty. Niczego się nie wstydzę i niczego nie żałuję. Na studiach edytorskich mieliśmy przez jeden semestr zajęcia z poetyki z asystentką Ewy Lipskiej. Na którymś z kolokwiów dostaliśmy do interpretacji wiersz poetki. Przeczytałam go i od razu w mojej głowie powstała spójna historia, którą natychmiast spisałam na kilku kartkach A4. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na kolejnych ćwiczeniach nasza tymczasowa wykładowczyni zaczęła mi się przyglądać z niezbadanym wyrazem twarzy. Co się okazało? Kompletnie minęłam się z wymową wiersza. Stworzyłam historię, która o właściwą interpretację nawet nie zahaczała. Doktorantka ponoć zadzwoniła do Ewy Lipskiej i przeczytała jej moją wersję. Poetka przyznała, że bynajmniej nie to miała na myśli, ale moja historia też jej się podoba. Dostałam piątkę. Tak było zawsze. Dajcie mi tekst, a ja dorobię do niego historię. Dajcie mi dwa fakty, a ja znajdę między nimi zalążek związku. I przekonam Was, że to jedyna słuszna wersja zdarzeń. Co prawda w publicznym nadinterpretowaniu poezji śpiewanej ubiegł mnie już Michał Rusinek, który wydał całą książkę (Zero zahamowań – polecam!) z analizami takich dzieł jak Przez twe oczy zielone Zenka Martyniuka czy Powiedz zespołu Ich Troje – to ta piosenka o sępie miłości. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby zainaugurować taki cykl także na tym blogu. Jak przystało na blog korektorki – interpretacje będą dotyczyły mojego zawodu. Bo nie wiem, czy zdajecie sobie z tego sprawę, ale wszystkie piosenki świata opowiadają o korekcie. Serio! Męskie Granie 2021 Miałam w planie na pierwszy ogień wziąć utwór Budzikom śmierć, ale kiedy Karolina, jedna z kursantek Akademii korekty tekstu, wspomniała na IG o najnowszej piosence wydanej w ramach Męskiego Grania – zmieniłam pierwotne zamierzenia. Proszę państwa, oto mało krytyczna i wybitnie subiektywna nadinterpretacja tekstu piosenki: I ciebie też, bardzo. Tytuł: I ciebie też, bardzo Wykonanie i autorstwo: Vito Bambino, Dawid Podsiadło, Daria Zawiałow (Męskie Granie Orkiestra 2021) Idę! otwieram oczy, idęwidzę na jeden metrskoszona trawa, nudny dzieńchyba po drodze minę stary znajomy brzegza chwilę mamy spotkać się Podmiot liryczny rozpoczyna pracę w zawodzie korektora. Jak śpiewała niezapomniana Anna Jantar, najtrudniejszy jest pierwszy krok. Nasz bohater zdobył się jednak na odwagę i rusza przed siebie („idę”!). Przyznaje, że widzi „na jeden metr”, co interpretujemy jako efekt szoku towarzyszącego wszystkim początkującym korektorom. To, co wydawało się zwyczajnym wyłapywaniem literówek, okazuje się niezwykle trudne, kiedy rzeczywistość otworzy nam oczy. W tym kontekście zaskakuje użycie metafory skoszonej trawy. No cóż, na początku ciężko znaleźć swoje poletko do uprawiania. Wydaje się nam, że wszystkie teksty świata są już zredagowane, i to bynajmniej nie przez nas. Dni mijają na nudzie i oczekiwaniu – do tego stopnia, że podmiot liryczny zaczyna tracić nadzieję. Myślami wraca nad „stary znajomy brzeg”, reprezentujący pracę korporacyjną, z której podmiot liryczny pragnął się wyrwać. Czyżby marzenia o rozległych łąkach symbolizujących wolność pracy freelancera miały się nie ziścić? Nic nie jest jeszcze przesądzone. Podmiot liryczny wciąż walczy – wkrótce ma się spotkać z kimś, kto być może udzieli mu pomocy. Podaj rękę, szybko, podaj podaj rękę, szybko, podajnie dam rady w kilku słowach, wieszszkoda czasu, noc niemłodamusisz wiedzieć, że ja ciebie też Rozpaczliwy refren wyraża najgłębsze uczucia podmiotu lirycznego. Czas się kończy, stary znajomy brzeg straszy za zakrętem – zakrętem, który może być ostatnim na trudnej drodze freelancera. Nie ma czasu na tłumaczenia, ale nie są one konieczne. Koledzy i kolażanki po fachu doskonale wiedzą, że wątpliwości towarzyszących początkującemu korektorowi nie da się wyrazić „w kilku słowach”. Nadchodzi czas działania. Wnikliwego czytelnika zastanowi zapewne ostatni wers refrenu, będący jednocześnie tytułem omawianego utworu. Co może znaczyć owo „ja ciebie też”, skoro nie mamy tu do czynienia z relacją damsko-męską, tylko raczej z kontaktem na polu zawodowym? Ja ciebie – kocham, lubię, a może…? Ale nie uprzedzajmy faktów. Jestem wolny! wiem, że nie chcę się już dłużej baćnie chcę tańczyć do melodii, którą znamjestem wolnyjuż mnie porwał wiatrdaleko, gdzie mleko rozlewa się wśród gwiazd Oto manifest młodego freelancera! Strach, zniewolenie, dyby, w jakie zakuwa człowieka korporacyjny świat – to wszystko należy już do przeszłości. Podmiot liryczny wykrzykuje: „jestem wolny”! Dał się porwać wiatrowi freelance’u. Jednak mimo niewątpliwego entuzjazmu i determinacji czuje, że nie jest to droga łatwa. Per aspera ad astra – chciałoby się przywołać łacińskie przysłowie. Trudy prowadzą do gwiazd, ale czy rozpościerająca się pomiędzy nimi Droga Mleczna nie okaże się… rozlanym mlekiem? Zatrzymajmy się na chwilę przy tej wieloznacznej metaforze. Rozlane mleko może oznaczać doświadczenie straty, niepowodzenie. Ale przecież przysłowie głosi, że „nie warto płakać nad rozlanym mlekiem”. Czyżby więc pozorna obawa przed klęską była jednak podszyta niezłomnym postanowieniem trwania na obranej drodze? Skoro nie warto płakać, to cóż można zrobić? Chyba tylko stawiać kolejne kroki. Zostałam kilka lat… weszłam na jedną chwilęzostałam kilka latstrachy trzymały mnie za karkotwieram oczy, idęprzede mną stoisz tyzielona trawa, dobre dni Niespodzianka! W wierszu pojawia się drugi podmiot. Jest nim przywoływany uprzednio kolega po fachu, a właściwie koleżanka – co sugerują formanty feminatywne, czyli mówiąc wprost: żeńskie końcówki czasowników. Nie należy się dziwić takiemu doborowi form gramatycznych, wszak zawód korektora jest zdominowany przez kobiety. Równocześnie trzeba zauważyć, że słowa pierwszego podmiotu lirycznego są wypowiadane przez przedstawiciela płci męskiej, co może być zachętą dla panów do spróbowania swoich sił w świecie korekty. Korektorka – tak ją nazwijmy – wraca do początków swojej kariery w zawodzie. Z pierwszych słów („weszłam na jedną chwilę”) wnioskujemy, że miała to być dla niej jednorazowa przygoda. Wielu korektorów w ten sposób zaczyna. Wciąż pokutują przekonania, że z korekty trudno wyżyć, że zarobić można jedynie „na waciki”. Nic bardziej mylnego – o czym przekonują dalsze słowa korektorki z naszego wiersza: „zostałam kilka lat”. Musimy jednak mieć świadomość, że życie korektora nie jest usłane różami. A już na pewno nie samymi płatkami róż. Kolce przywołujące liczne „strachy” są nieodłączną częścią tego zawodu, w którym wciąż trzeba się dokształcać i walczyć o kolejne zlecenia. Jeśli jednak otworzymy oczy, to na swojej drodze znajdziemy nie tylko spełnienie zawodowe, ale także… drugiego człowieka. Bo wbrew temu, co się powszechnie sądzi, korektor bardzo często ma do czynienia z ludźmi, a nie tylko z literkami. Podam rękę, szybko podam podam rękę, szybko podamnie martw się, noc jeszcze młoda jestszkoda czasumi nie szkodamusisz wiedzieć, że ja ciebie też Autorzy omawianego utworu serwują nam ciekawy zabieg literacki – paralelne refreny, pisane z perspektywy dwóch podmiotów. Daje to efekt dynamicznego dialogu… A: podaj rękę, szybko, podaj B: podam rękę, szybko podam A: szkoda czasu, noc niemłoda B: nie martw się, noc jeszcze młoda jest / szkoda czasu / mi nie szkoda …zakończonego wyśpiewanym unisono: „musisz wiedzieć, że ja ciebie też”. Każdy korektor uśmiechnie się, czytając wers „noc jeszcze młoda jest”. Ileż to razy trzeba zarwać noce, żeby zdążyć przed deadline’em! Szczególnie na początku, kiedy każde zdanie wydaje się usiane pułapkami, czyhającymi tylko na brak koncentracji zmęczonego korektora. Dziwić może w tym refrenie jedynie wyraźnie wybrzmiewający błąd: „mi nie szkoda”. Jeśli ten zaimek osobowy stoi na początku zdania, przybiera formę „mnie”, ponieważ jest akcentowany. (Więcej w poście Misie w zoo…). Widzę w tym lekkie przymrużenie oka i podkreślenie dystansu, jaki musimy zachować wobec własnej pracy. Korektor daje z siebie wszystko, ale nie jest istotą nieomylną. Co więcej, na gruncie prywatnym wcale nie musi być perfekcyjny. Usłyszenie zapewnienia „mi nie szkoda” z ust starszej stażem koleżanki po fachu może mieć działanie wręcz terapeutyczne. A przecież z poprzednich wersów wiemy, jak trudne jest radzenie sobie ze strachami, które trzymają „za kark”. I ciebie też, bardzo i ciebie też, bardzoi ciebie też, bardzoi ciebie też, bardzoi ciebie też, bardzowiem, że nie chcę się już dłużej baćnie chce tańczyć do melodii, którą znamjestem wolnyjuż mnie porwał wiatrdaleko, gdzie mleko rozlewa się wśród gwiazd Utwór kończy się afirmacją wolności i działania. Podmiot liryczny zdecydował się wziąć życie w swoje ręce i dać się porwać wiatrowi. Nawet gdyby mleko miało się rozlać, stanie się to pośród gwiazd – a tam przecież zmierza każdy, kto per aspera dąży do zmiany swojego życia zawodowego. Co symptomatyczne, nie pojawia się więcej metafora znajomego brzegu. Dawny świat i praca w korporacji pozostają już tylko melodią, której wśród gwiazd i tak nie będzie słychać. Nasz bohater wie, że na tej drodze nie zostanie sam. Do afirmacji wolności i działania dołącza trzecia: afirmacja koleżeństwa i współpracy. I ciebie też, bardzo… potrzebuję. I ciebie też, bardzo… wspieram. I ciebie też, bardzo… dopinguję. I ciebie też, bardzo… doceniam. Obyśmy zawsze mogli potwierdzać, że tym właśnie cechuje się środowisko korektorów. Wśród gwiazd jest miejsce dla każdego. A strachy i trudy najlepiej pokonywać wspólnie. Bezsenne noce też miną szybciej, kiedy będzie z kim porozmawiać. Idźmy więc per aspera – wspólnie – ad astra, do czego zachęcają słowa hymnu festiwalu Męskie Granie 2021.
Co autor miał na myśli? W naszej kulturze krzyczymy, bo wściekamy się, że druga strona się z nami nie zgadza. Dlatego namawiam, żeby ochłonąć. Spotkać się za godzinę przy stole, zapalić świecie i zastanowić, o co tak naprawdę chodzi. O tym, jak się nie kłócić rozmawiamy z psychologiem Piotrem Mosakiem Jak mądrze rozwiązywać konflikty w związku? Piotr Mosak, psycholog z Centrum Doradztwa Jeśli znajdziemy się w sytuacji, kiedy zdefiniujemy to, co się między nami dzieje jako kłótnię, to już jest sygnał, że coś jest nie tak w naszej komunikacji. Bo kiedy powstaje kłótnia, to znaczy, że emocje są już na bardzo wysokim poziomie – podnosimy głos, jesteśmy wkurzeni, zdenerwowani. Niestety, ten stan powoduje, że wyłącza się nam słuchanie drugiej strony. Napędzanie, nakręcanie emocji jest więc pozbawione sensu. Dlaczego? Bo taka kłótnia do niczego nie doprowadzi, oprócz może zmęczenia przeciwnika. Na końcu wyczerpującej wymiany zdań, osoba, której pierwszej opadną ręce i emocje, na coś się zgadza. Ale to wcale nie oznacza, że my się mądrze pokłóciliśmy i do czegoś doszliśmy. Nie, ta druga strona po prostu macha ręką. Jaki jest pierwszy sygnał kłótni? To, że na siebie krzyczymy, jeśli pojawił się choć jeden wulgaryzm, to powinniśmy natychmiast przestać, bo to znaczy, że już jest coś nie tak. I co wtedy? Powinniśmy powiedzieć „ok., zagalopowaliśmy się”, zrobić sobie przerwę, po to, żeby ochłonąć i wrócić do tematu, żeby przynajmniej ustalić, o czym my rozmawiamy. Bardzo często w takiej rozpędzonej kłótni, nie wiadomo już o co nam chodziło na początku. Wypominamy rzeczy z przeszłości, ale „machanie trupem z szafy” tak naprawdę do niczego nie prowadzi. A kiedy jesteśmy pod wpływem silnych emocji, to mamy świetny pretekst, żeby wyrzucić z siebie na drugą osobę wiadro pomyj. Czyli model włoskiej awantury, w której ona tłucze talerze, a on krzyczy i biega, nie sprawdza się w życiu? We Włoszech tak, bo tam mamy silnie zaznaczony układ ról. Ona i on mogą się pokłócić, bo i tak wiadomo, gdzie jest ich miejsce. To kompletnie niczego nie zmienia w ich życiu, bo ona wie, że musi wrócić do kuchni, a on do winnicy. Nie chodzi im o dojście do wspólnego mianownika, bo jest im to kompletnie niepotrzebne. Pokrzyczą sobie i im ulży. A czasami, ktoś się jeszcze dołączy i krzyczą sobie wspólnie. To jest u nich normalne i nikt się tym nie przejmuje. My nie mamy takiego modelu rodzinnego. Jak jest u nas? W naszej kulturze krzyczymy, bo wściekamy się, że druga strona się z nami nie zgadza. Dlatego namawiam, żeby ochłonąć. Spotkać się za godzinę przy stole, zapalić świecie i zastanowić, o co tak naprawdę chodzi. Siadamy tak naprawdę do mediacji. I już nie jest to konflikt ani negocjacje. Negocjacje oznaczają, że chcę załatwić przeciwnika, tak, żebym ja wygrał. Mediacja polega na szukaniu środka wyjścia z impasu – ustalamy, jakie mamy propozycje, potrzeby, na co możemy się zgodzić, a na co na pewno się nie zgodzimy. Przedstawiamy swoje stanowisko i zaczynamy się zastanawiać, gdzie jest nasza część wspólna. Zaczyna się normalna rozmowa. Ona nie musi skończyć się tego jednego wieczora. Czasem mamy skomplikowane sprawy, trzeba wydobyć dane, bo często kłócimy się, rzucając z sufitu jakieś informacje na zasadzie „ja pamiętam lepiej”. Przerzucanie się wersjami „bo to było tak” też jest bez sensu, za to jest świetnym powodem, żeby się awanturować. Nie, poczekajmy, sprawdźmy. Wtedy z wielkiej afery robi się często mała sprawa do dyskusji. O co się kłócimy? Ogromny procent to dyrdymały i drobiazgi. I częsty problem w komunikacji damsko-męskiej: „jej się wydawało, że coś jest oczywiste, a on się nie domyślił”… Nie rozmawiając, nie wyjaśniając swojego punktu widzenia, my nie oceniamy rzeczywistości, tylko wpadamy w swoją interpretację: „bo ona na pewno myślała to i to”, „bo skoro on tak powiedział, to pewnie chodzi mu o to i to”. Reagujemy więc, nie na to, co ktoś powiedział, tylko na to, co uważamy, że ktoś ma na myśli. To jest tak niesamowita rzecz! Ludzie dorabiają całe historie do intencji innych osób. To często problem nie tylko w związkach, ale też w pracy czy w relacjach przyjacielskich… Tak, bo my się nauczyliśmy interpretować, w końcu wiemy lepiej, co ktoś chciał powiedzieć i co tak naprawdę ma na myśli. Ale tego nas uczą w szkole. Ile razy przerabialiśmy fraszki Kochanowskiego odpowiadając na pytanie: „Co autor miał na myśli?”. A może on pisał na kilogramy? Bo potrzebował pieniędzy? Na studiach psychologicznych uczymy się rozpoznawać różne projekcje i filtry percepcji. Na każde zachowanie patrzymy w bardzo szerokim spektrum, stawiamy kilka hipotez i po kolei je analizujemy. Ludzie często dziwią się, że jedną rzecz można na tak wiele sposobów rozumieć. Często praca w gabinecie polega na otwieraniu oczu i pokazywaniu spektrum możliwości. Jak słuchać, żeby słyszeć? Filtry percepcji powodują, że dociera do nas, często nieświadomie, tylko to, co chcemy. Mam taki przykład z własnego podwórka. Miałem kolegę zafascynowanego kulturą arabską. Kiedyś jechałem w tramwaju, zadzwoniłem do niego i włączyła się piosenka przed rozmową. Byłem pewny, że słyszę arabską piosenkę z reklamy KitiKeta, a była to melodia z… „Gwiezdnych wojen”. Tak bardzo byłem nastawiony, że on musi mieć coś orientalnego w swoim telefonie, że w tym szumie, w tramwaju nastąpiła tzw. zmiana bodźca na wyjściu i usłyszałem muzyczkę z reklamy, mimo, że do mojego ucha płynął jeden z najbardziej znanych motywów filmowych. Jeśli takie rzeczy dzieją się na poziomie ucha, to proszę wyobrazić sobie, co dzieje się na poziomie interpretacji. Ktoś może powiedzieć cztery zdania, a w drugim było TO złe słowo, które sprawia, że my już w ogóle nie słyszymy tego, że w piątym zdaniu, ktoś kompletnie się z tego wycofuje. Już jest zło i koniec rozmowy. Jak sobie z tym poradzić? Nie wierzyć sobie i swojej interpretacji, tylko zapytać: „Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz właśnie sprawić mi przykrość?”, „Czy ja dobrze rozumiem, że chcesz mi udowodnić, że jestem gorsza od twojej matki?”. Wtedy możemy usłyszeć od drugiej strony: „Nie, nic takiego nie powiedziałem.” I wtedy należy temu ufać, a nie podważać każde słowo i nakładać kolejny filtr: „Ha, teraz się nie przyzna, a dobrze wiem, do czego zmierzał”. Czy, jeśli kłócimy się o jedną rzecz, a ktoś zmienia temat, to mamy za tym podążać? To znak zbyt dużych emocji, wtedy lecimy już ze wszystkim, ale też nie robimy tego, żeby rozwiązać sprawę, ale po to, żeby rzucić komuś temat w oczy. Bo to nie jest rozmowa na zasadzie: „ustalmy jeszcze to”, tylko „bo ty zrobiłeś/nie zrobiłeś tego i tego” To już nie jest rozmowa, tylko pretensja, ocena. My nie pytamy. Zmiana tematu, to jest wzięcie kolejnego kijka do ręki do obijania przeciwnika. Wiadomo, że nie jest łatwo się uspokoić, ale trzeba jasno stawiać sprawę: „Nie chcę dalej rozmawiać, bo to już nie jest rozmowa. Proponuję przerwę.” Dzięki temu szybciej dojdziemy do porozumienia. I możemy z tego doświadczenia skorzystać przy następnej kłótni. Czy czas rozmowy jest ważny? Tak, nie ma sensu rozpoczynać ważnych rozmów w momencie, kiedy jesteśmy zmęczeni. Ważne jest, żeby umówić się na rozmowę. Zastanówmy się, czy chcielibyśmy, żeby lekarz, który ma postawić diagnozę i przeanalizować nasz przypadek, robił to po dziesięciogodzinnej podróży, pięciu dyżurach i trzech operacjach? Nie, prawda? To dlaczego oczekujemy tego samego od partnerów? W swoim własnym życiu byśmy tego nie zrobili. A jeszcze się wściekamy, że druga strona nie jest alfą i omegą i nie odpowiada racjonalnie na nasze pytania. To my jesteśmy nieracjonalni w tym momencie. Powtarzamy ciągle te same błędy. Usłyszałem ostatnio takie powiedzenie: Jeśli sto razy dziecku coś tłumaczymy, a ono nie rozumie, to zachodzi pytanie, kto się wolniej uczy? Ono czy my? Warto się nad tym zastanowić. Rozmawiała: Joanna Jałowiec
Motywem przewodnim będzie książka pt. „Asiunia”. To wzruszająca opowieść o wojnie widzianej oczami dziecka, oparta na wspomnieniach samej autorki. Spotkanie będzie dostępne w serwisie Facebook biblioteki . Joanna Papuzińska – prozaik i poetka, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. Debiutowała, gdy miała 17 lat. Od tego czasu wydała kilkadziesiąt książek i zbiorów wierszy zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Jest laureatką bardzo wielu nagród, z których najbardziej sobie ceni Order Uśmiechu. Urodziła się w Warszawie i mieszka tu do dziś. Można ją spotkać w jej ukochanych dzielnicach – w Śródmieściu i na Ochocie. Lubi opowiadać o swoim dzieciństwie, a książką najbliższą jej sercu są „Darowane kreski”, w której dzieli się z czytelnikiem tym, jak mała Asia widziała świat. (Źródło: Wydawnictwo Literatura) Wydarzenie zostało dofinansowane ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. źródło: Biblioteka Publiczna w Juchnowcu Kościelnymoprac.: Aneta Kursa
AboutThis song bio is unreviewedŻeby zrozumieć co autor miał na myśli trzeba być w stanie nietrzeźwości. Stephen King, postać o której nawijam tworzył będąc pod wpływem, i aby lepiej zrozumieć co miał na myśli sam to robiłem. Utwór ten jest także utrzymany w nastroju grozy, nawiązuje do istot z us a question about this songCreditsRelease DateMarch 24, 2020Tags
co autor miał na myśli